Pionowy start

Spinningiści, którzy podrywają przynętę do góry, by za chwilę znowu pozwolić jej opaść na dno, często łowią zimą w rzekach i nie zamarzniętych zbiornikach rekordowe okazy okoni. Jan Linde opisuje metodę skokowego łowienia na twistery uzbrojone systemikiem.
Grudniowy poranek. Nad rzeką unosi się gęsta mgła. Na granicy głównego koryta stoi dziesięć zakotwiczonych łodzi. Kilkanaście spławików podskakuje na powierzchni wody. Z min wędkarzy można wyczytać, że nic nie bierze. Jeden z nich nawet się do nas odezwał. – Nie macie co podpływać, zupełne bezrybie, dzisiaj nie chcą brać nawet na żywca.
Mój kolega chce zakotwiczyć gdzieś w pobliżu. – Lepiej nie – spróbujmy dzisiaj powędkować trochę aktywniej – mówię. Nasza łódź dryfuje powoli z prądem. Spinningujemy małymi gumowymi ripperkami i twisterami, prowadząc je skokami nad dnem. Ale zabawa. Mamy branie za braniem. Po kilku godzinach na dnie łodzi leżą 23 dorodne okonie, 4 sandacze i jeden szczupak. Wszystko odbywało się na oczach siedzących bezczynnie kolegów. Od tamtego dnia mamy w naszym ulubionym łowisku coraz większą konkurencję. Wielu wędkarzy zaczęło łowić tak samo jak my. Podrywany do góry i opuszczany na dno twisterek okazał się rewelacyjnie skuteczną przynętą.
Gdy wypływaliśmy z przystani widzieliśmy w wodzie mnóstwo narybku. Rybki miały mniej więcej po 6 cm. Zdecydowaliśmy się więc łowić na gumki o tej samej długości. Zastanawialiśmy się jednak, jak podawać przynętę drapieżnikom. Podczas łowienia skokami na gumkę uzbrojoną ołowianą główką z pojedynczym haczykiem mieliśmy do tej pory stanowczo za dużo pustych pobić.
Wpadliśmy więc na pomysł, żeby łowić na zmodyfikowany systemik Drachkovitcha. Kombinerki poszły w ruch. Obcięliśmy miedziany drut z tylną kotwiczką i 3-4 cm poniżej przedniej kotwiczki zagięliśmy metalowy pręcik, na który normalnie nadziewa się martwą rybkę. Końcówkę pręcika wygięliśmy tak, żeby twister mógł się na niej pewnie trzymać (patrz zdjęcia powyżej).

Zdecydowane brania

Naciągamy przynętę na systemik, ostrzymy groty kotwiczki i przynęta jest gotowa do użycia. Zdecydowaliśmy się łowić na gumki w jasnych kolorach: kolega na rippera, ja na twistera z pojedynczym ogonkiem. W czystej wodzie najskuteczniejsze okazały się przynęty w kolorze białym.
Do łowienia na podrywaną z dna przynętę najchętniej używam kija spinningowego o długości 2,5 metra i dość sztywnej szczytówce. Zauważyłem, że inni wędkarze wolą łowić na trochę krótsze kije, gdyż ciągłe podrywanie i opuszczanie przynęty na dno może być po kilku godzinach intensywnego machania kijem trochę męczące. Osobiście wolę „pracować” trochę dłuższym wędziskiem, gdyż w razie brania dużej ryby, mam znacznie większe szanse na szczęśliwe zakończenie holu. Wróćmy jednak do samej techniki łowienia. Po wykonaniu rzutu i opadnięciu przynęty na dno, podrywamy ją płynnym ruchem wędziska do góry, wykonujemy dwa, trzy powolne obroty korbką kołowrotka i ponownie opuszczamy ją na dno. Takie podskakiwanie nad dnem potrafi sprowokować do ataku nawet najbardziej ostrożnego okonia. Branie przeważnie jest bardzo zdecydowane i energiczne, a hol niezwykle emocjonujący.

W cieniu przy samym dnie

Tamtego chłodnego ranka spinningowaliśmy w głównym korycie leniwie płynącej rzeki. Dno było twarde, prawie bez zaczepów. Łowiliśmy na głębokości od 5 do 10 metrów. Staraliśmy się prowadzić przynęty w pobliżu niewielkich górek, dołków w dnie oraz nad ławicami małży. Duże okonie zawsze stoją przy dnie. Z kolegą określamy to „chowaniem się cieniu głębokiej wody”. Niektóre okonie, szczególnie średniaki, trzymają się w niewielkich stadkach i przez cały czas podążając za drobnicą. Sandacze natomiast, które na wiosnę stoją w takich miejscach jeden przy drugim, wczesną zimą trzymają się w najgłębszych partiach wody.
Jeżeli podczas powolnego spływania łodzi weźmie okoń, należy od razu postawić tam małą bojkę sygnalizacyjną. Za jakiś czas bojka bardzo ułatwi ponowne namierzenie tego samego miejsca. To się opłaca, gdyż okonie z upodobaniem trzymają się pewnych miejsc, a z racji tego, że rzadko żerują w pojedynkę, szansa na udany połów w oznakowanym miejscu jest bardzo duża. Jeżeli nie mamy bojki, powinniśmy jak najdokładniej zapamiętać wszystkie możliwe punkty odniesienia na brzegu.
Echosonda nie zawsze pokazuje stada okoni stojące tuż nad dnem. Oddaje jednak nieocenione usługi podczas badania ukształtowania dna, a tym samym pozwala trafnie wytypować stanowiska ryb.
Obiecujące miejsca należy obławiać bardzo systematycznie, gdyż w chłodnych porach roku często się zdarza, że tylko cierpliwość i upór decydują o powodzeniu.

Precyzyjny atak

Zimą zachowanie pokarmowe okoni jest zupełnie inne niż latem. W ciepłej wodzie pręgowane drapieżniki konkurują ze sobą o pokarm i prześcigają się w atakowaniu ofiary zaraz po jej wypatrzeniu. Zimą natomiast, atakują tylko konkretnie wybraną zdobycz, którą najpierw dokładnie oglądają. W praktyce sprowadza się to do tego, że zimowe brania są niezwykle energiczne, agresywne i często się zdarza, że w pysku drapieżnika znika cała przynęta. Gdy jednak mamy do dyspozycji szczypczyki chirurgiczne, odhaczenie kotwiczki głęboko połkniętej przynęty nie powinno stanowić zbytniego problemu.
Przynętę prowadzimy skokami, a łodzi pozwalamy swobodnie dryfować nad blatem głównego koryta rzeki. Łódka nie może jednak poruszać się zbyt szybko, gdyż drapieżniki miałyby wtedy trudności z pochwyceniem przynęty.
W pobliżu miejsc, w których gromadzą się okonie, prawie zawsze czają się też szczupaki.
Często zdarza się więc tak, że mała gumka znika nagle w uzębionej paszczy cętkowanego drapieżnika. Jeżeli chcemy, aby hol tej ryby zakończył się szczęśliwym podebraniem, a nie rozczarowaniem i stratą ulubionej przynęty, powinniśmy zawsze spinningować z krótkim metalowym przyponem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *